"Windtalkers". Okreslilbym go jako dowod wiecznie zyjacego w Amerykanach mitu Rambo wcielonego w kazdego z ich zolnierza. Co to byla za baja! Nieraz usmialem sie do lez. Nie wspomne juz o mistrzowskim strzelaniu Amerykanow oraz o tym, ze Japoncy ledwo potrafili zranic ich w nogi. No, chyba, ze z zajebiscie wielkiej armaty (oczywiscie takiej, ktorej nie mieli biedni i nic nie mogacy na to poradzic Amerykanie). Pozytywem (nielicznym) tego filmu (oprocz efektow specjalnych - w sumie po to poszedlem na ten film do kina) jest fakt, ze film nadaje sie do obejrzenia nie tylko dla facetow, ale i dla kobiet ;) Mamy tu totalna rozpierduche przez caly film oraz lzawa scene z N. Cage'em pokaslujacym krwia. Istne kino familijne ;) Zdanie moje o tym filmie nie jest odosobnione. Z tylu ciagle mialem okazje slyszec kobiece pochlipiwanie a na lewo ode mnie wyraznie zdesperowany brakiem akcji facet wykopywal tony jakiegos obrzydlistwa z nosa (nie polecam siadania w srodku rzedu "I" w Multikinie). Slowem - polecam obejrzec, jesli chce sie obejrzec efekty specjalne. Niesamowite i zaskakujace wycie pociskow, gwizd spadajacych bomb i huk mozdzierzy przyprawiaja o gesia skorke :))