Znakomity film wojenny. Wprawdzie nie zostaje na tak dlugo w pamieci jak "Ziemia niczyja", ale trzyma w napieciu i naprawde moze sie podobac. Akcja dzieje sie na wysepce na Pacyfiku, gdzie amerykanscy zolnierze walcza z Japonczykami. Nie ma na szczesnie tak wiele amerykanskiego patosu a flaga pojawia sie chyba tylko na samym poczatku. Caly czas cos sie dzieje, akcja goni akcje. Mnostwo efektownych wybuchow i strzelanin, ktore zwlaszcza na duzym ekranie robia kolosalne wrazenie. Nie ma tu tak zenujacych dialogow jak w "We were soldiers", tylko raczej twarde meskie gadki, nie ma czasu na sentymenty czy romanse. John Woo znakomicie sprawdzil sie realizujac te wszystkie wojenne sceny akcji, ale w koncu ma juz spore doswiadczenie rowniez przy realizacji tego typu filmow. Nicolas Cage jak zwykle z nieodlacznym papierosem, za to Christiam Slater jakis taki bezbarwny. Milo ze strony Woo, ze realizuje kolejny film z aktorami ktorzy wystapili w jego poprzednich amerykanskich produkcjach. Mimo niezliczonych scen akcji nie jest to plytki i glupkowaty obraz. Wprost przeciwnie, to film brutalny, smutny i ciezki w odbiorze zwlaszcza dla przecietnego zjadacza hamburgerow, wiec nie dziwie sie ze nie zawojowal box-office. Takze niezmiernie sie ciesze, ze wreszcie amerykanscy producenci nie spieprzyli koncowki, przez co mozna powiedziec ze caly film od poczatku do konca jest bardzo dobry.